Wszystko wskazywało na to, że 1 maja będzie pogoda, która każe ten dzień spędzić raczej w szczawnickiej pijalni wód niż w górach. A jednak jakieś dziwne przeczucie, jakiś imperatyw, pchał nas na tę drogę…

Najważniejsze, żeby nie lało – wiadomo. Ale, że w drodze na Bereśnik zobaczymy słońce – tego się nie spodziewałam. Udało się więc nie tylko zobaczyć piękne widoki, soczystą beskidzką wiosenną zieleń, ale też niemal puste szlaki – ludzi najprawdopodobniej wystraszyła poranna mgła i mżawka. 

Wycieczka na Bereśnik to najlepsza opcja na niepewną pogodę i ograniczony zasób czasu. W ciągu niecałych dwóch godzin zgarniamy całą pulę pienińskich atrakcji: widoki na Tatry, ciszę, spokój, urocze schronisko i pachnące lasy. I aż trudno uwierzyć, że to wszystko czeka na nas nieopodal ruchliwego Placu Dietla.

Bo to właśnie z niego rusza nasz żółty szlak. Początkowo prowadzi chwilę ul. Języki. Nachylenie jest niewielkie, ale można się zmęczyć. Już po kilkudziesięciu metrach szlak odbija od ulicy w lewo i prowadzi przez las. Po naszej lewej stronie zaczyna się roztaczać przepiękny widok na Szczawnicę i Palenicę. Idziemy wyżej i dochodzimy do rozstaju dróg – jedna prowadzi na schronisko/bacówkę pod Bereśnikiem, druga na Górę Bryjarkę, gdzie stoi krzyż widoczny nocą z miasta (jest podświetlony). Warto tam podejść – niedaleko, a widok na Tatry, Pieniny i Szczawnicę cudny.

Wracamy i idziemy prosto przez pola. Po drodze mijamy opuszczoną (?) uroczą chatynkę, za którą z kolei rozpościera się widok na Gorce. Później mijamy parę domków mieszkalnych i prowadzeni dowcipnymi opisami na oznakowaniu szlaków – docieramy do Bacówki. W niej warto zjeść pierogi ruskie… ale to później. Przed nami jeszcze Bereśnik, do którego stąd mamy już tylko 10 minut. Zaraz za schroniskiem czeka nas ostre podejście, a później łagodny, parominutowy spacer przez las. Szczyt Bereśnika również jest zalesiony, więc na widoki musimy poczekać aż znów zejdziemy do schroniska. 

Wracamy tą samą drogą, prosto na plac Dietla. Ten jest akurat pięknie wyremontowany, więc przesiadywanie w jego okolicach to sama przyjemność. Podobnie jak na promenadzie nad Grajcarkiem. Słowem – jest wszystko czego nam trzeba. 

Kaśka Paluch