W Zakopanem powoli kończą się wakacje, miasto stopniowo odzyskuje trochę przestrzeni, można nawet wyjechać samochodem na ulicę i nie stanąć w korku momentalnie. Co roku, obserwując rzesze turystów zjeżdżających pod Tatry, płynących jak porywista rzeka Krupówkami i najpopularniejszymi tatrzańskimi szlakami, zastanawiam się: co w tym mieście jest takiego, że nieustannie przyciąga?
Zakopane przyciąga odkąd odkryto jego turystyczne właściwości i kiedy poczyta się rozmaite wspomnienia czy analizy – od Malczewskiego po Krupę – od samego początku wzbudzało różne reakcje. Jak w epilogu do „Nieobecnego miasta” – na Krupówkach kicz i elegancja stały obok siebie zawsze. W niedawno wydanych „Kronikach Zakopiańskich” Macieja Krupy, książce którą pochłania się na raz, tak dobrze jest napisana i tak ciekawa jest jej treść, autor cytuje też Malczewskiego słowa o Zakopanem: „(…) miejscowość przedziwna i urocza, jedyna na podhalańskiej ziemi, a może i na całym globie (…) huczące autobusy rozganiają kierdele owiec redykające do domu (…) wykwint i elegancja przelewa się chodnikami; obok zaś gazdowie rozrzucają gnój na ojcowskiej grzędzie. (…). Andrzej Ziemilski pisał o Zakopanem jako anegdocie bez początku i końca. Autorzy wydanej właśnie nakładem Wydawnictwa Czarne książki „Nieobecne miasto” przekonują, że choć o Zakopanem napisano naprawdę bardzo dużo, powiedziano już zdaje się niemal wszystko i obfotografowano każdy jego zakątek, to miasto nadal ma wielką nieopowiedzianą historię i mnóstwo miejsc do odkrycia. Miał rację Ziemilski, Zakopane jest anegdotą bez puenty. Mają rację Maciej Krupa, Piotr Mazik i Kuba Szpilka, którzy napisali „Nieobecne miasto” – w Zakopanem warto zadawać pytania. Sama z przyjemnością wspominam lata, kiedy z aparatem fotograficznym spacerowałam po Zakopanem, mając wtedy jeszcze tylko zaledwie 24 lub 36 klatek na filmie i żadnej pewności, że uda mi się sfotografować te ciemniejsze, nieodkryte, zapomniane zaułki miasta. W Tatrach ze szlaków schodzić nie wolno, ale w Zakopanem wręcz wypada, bo nawet kiedy mieszka się tu od urodzenia, łatwo zapomnieć, że istnieją inne poza utartymi przez życie drogi. Tak można poznać i zachować na zdjęciach to „nieobecne” miasto, odwiedzić miejsca istniejące już tylko na najstarszych fotografiach albo rysunkach czy w tekstach, wejść w inny wymiar Zakopanego. To właśnie proponują autorzy tego nieoczywistego przewodnika po Zakopanem, którego treść w zasadzie można podzielić na trzy główne filary: Zakopane ceperskie, Zakopane jako sanatorium dla gruźlików i Zakopane żydowskie. Językiem równie lekkim co bogatym przytaczane są tu historie, o których nie słyszy się na co dzień, wyciągnięte są na pierwszy plan, do świateł reflektorów, miejsca, które i turyści, i mieszkańcy Zakopanego, odwiedzają codziennie. Wizyta w Kuźnicach pozbawiona refleksji nad budowniczymi tego miejsca, przejażdżka kolejką na Kasprowy Wierch bez znajomości historii tego miejsca, mijanie rozmaitych architektonicznych kwiatów bez świadomości ich przeszłości, to – jak się okazuje po lekturze „Nieobecnego miasta” – obecność w pewnym sensie niepełna. Warto sobie tę książkę wziąć na spacer po Zakopanem – szczególnie, że opisy opatrzone są mapkami ze szlakami po tym nieobecnym mieście – i przejść po mieście z tym nowym nastawieniem. Zupełnie inną świadomością. Autorzy przekopali się przez mnóstwo materiałów, odkopali przekazy, urywkowe informacje, z których jak z puzzli złożyli nieznaną – lub przynajmniej mało znaną – historię Zakopanego. Ten przewodnik to prezent dla mieszkańców miasta, którzy mają okazję poczuć się tu jak turyści odwiedzający miasto po raz pierwszy. I dla samych turystów, szczególnie tych, którzy nie lubią oczywistości. W każdym razie to kawał solidnej roboty, absolutne „must have” dla wszystkich kochających Zakopane i Tatry. I też, mam nadzieję, nie ostatnia tego typu praca poświęcona „zimowej stolicy”.
Maciej Krupa, Piotr Mazik, Kuba Szpilka, „Nieobecne miasto. Przewodnik po nieznanym Zakopanem”, Wydawnictwo Czarne 2016