
Haifaa Al-Mansour chce powiedzieć jedno: nawet wtedy, kiedy wszystko jest przeciwko tobie, kiedy żyjesz w więzieniu tradycji, jeśli czegoś bardzo pragniesz i wierzysz w swoje marzenia – osiągniesz cel.
„Dziewczynka w trampkach” („Wadjda”) to półtoragodzinna opowieść, która – choć w ogólnym wydźwięku jest dramatyczna – wypełnia serca widzów nadzieją i ciepłem. Nie jestem przyzwyczajona do wychodzenia z kina po seansie z arabskim filmem w nastroju wzruszenia i pełni optymizmu – „Dziewczynka w trampkach” okazała się więc niemałym zaskoczeniem. I choć wypełniona po brzegi sala kinowa co rusz wybuchała śmiechem, o dziele Haify Al-Mansour trudno powiedzieć, że jest komedią. Oglądamy bowiem życie tamtejszych dziewcząt, których zbuntowaną reprezentantką jest 10-letnia Wadjda. Nie można powiedzieć, że bohaterka jawnie nie godzi się na zakazy i ciasne ramy obyczajowe panujące w tradycyjnej arabskiej społeczności, w której żyje. Jest sobą raczej mimo wszystko niż wbrew wszystkiemu. Grzecznie wstaje o świcie na modlitę, nosi na głowie chustę – choć nie jest do niej specjalnie przywiązana – i nie kończy zabawy na podwórku, kiedy zauważa mężczyzn. „Rozsądne dziewczyny idą do środka, reszta ryzykuje” – mówi w tym momencie jej koleżanka. Wadjda ryzykuje.
Wszystko po to, by móc spełnić swoje marzenie: rower. W świecie, w którym kobietom nie można prowadzić żadnych pojazdów. W którym wierzy się, że „od jeżdżenia na rowerze nie można mieć dzieci”. Podejmuje heroiczny wysiłek nauczenia się Koranu i zdobycia głównej nagrody w konkursie recytatorskim, za którą kupi swoje marzenie. My zaś, jako widzowie, spokojnie obserwujemy jej przemyślane, inteligentne ruchy. Porusza nas jej upór. W zasadzie… patrzymy na 10-latkę z zazdrością. Bo ona potrafi postawić się całemu światu, żeby kupić rower. Podejmuje ryzyko, by wpakować się w jeszcze większe ryzyko. Rower staje się symbolem – walki o swoje. Siły osobowości i wiary w swoje możlwości. Konsekwencji i uporu. Jak bardzo brakuje nam tych wszystkich cech? Bardzo. Do tego stopnia, że patrzymy na Wadjdę z zaciśniętymi kciukami.
Obok tego pozytywnego przesłania widzimy dramat kobiet uwięzionych w tradycji. Choć za oknami XXI wiek – oglądają go zza burki. Choć kochają – muszą godzić się na drugie małżeństwo męża. Chcą pracować, ale bez pomocy mężczyzny-kierowcy – nie mają na to szans. Możliwość wejścia „z butami” w prywatny świat tradycyjnego muzułmańskiego społeczeństwa to kolejny ogromny atut filmu. Al-Mansour daje niepowtarzalną okazję do przyjrzenia się fascynującemu światowi pełnemu kontrastów. Takiemu, w którym dziewczybki w trakcie menstruacji dotykają Koranu przez chusteczkę (którą zresztą nazywają tam nazwą firmy – „kleenex” – zupełnie jak za Oceanem), a po powrocie do domu – grają z ojcem na Playstation. Obrazu dopełnia fantastyczna muzyka Maxa Richtera. Na kilkadziesiąt minut przenosimy się bezpośrednio do Arabii. Takiej prawdziwej, namacalnej – brakuje tylko zapachów.
„Dziewczynkę w trampkach” możemy traktować jako studium współczesnej Arabii Saudyjskiej, w której – jak na dłoni – obserwujemy ścieranie się wschodnich i zachodnich tradycji. Możemy potraktować jako film psychologiczny – o silnej osobowości, o prawdziwym ja, które zachowa własną integralność choć wszystko wokół chce, by się rozmyło. Albo po prostu jako egzotyczny lekki film. We wszystkich rolach wypada znakomicie.
Kaśka Paluch
Dziewczynka w trampkach, Haifa Al Mansour, Manana 2013