beltaine miusjik

Słuchając najnowszej propozycji Beltaine, nie mogłam pozbyć się z głowy skojarzeń z Florie Brown, artystką, która była jednym z moich pierwszych kontaktów z muzyką irlandzką. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie dlaczego właśnie ona tak intensywnie dobija się do podświadomości: bo „Miusjik” jest albumem wyjątkowo skrzypcowym.

Popisy wiolinistyczne Adama Romańskiego to dla słuchaczy Beltaine oczywiście nic nowego, ale tu diabeł tkwi nie w wirtuozerii, a wypchnięciu skrzypiec – z brzmieniem podbitym akompaniamentem gitary – na pierwszy plan. Na ich głosie w dużej mierze i ciężarze opiera się cały materiał z nowej płyty Beltaine. I dzieki temu zespół osiągnął w swojej muzyce coś świeżego, jednocześnie głęboko sięgając do tradycji muzyki irlandzkiej. A propos tradycji jeszcze i zmiany punktów ciężkości w brzmieniu zespołu, warto zwrócić uwagę na to, że jest nowy instrument, który znacznie wpłynął na całokształt odbioru Beltaine. To tym razem lira korbowa, która po raz pierwszy pojawiła się na płycie zespołu, a jej partie wykonuje Tomasz Drozdek, znany z projektu T.Etno. Poza tym, mam wrażenie, Beltaine wzmocnili nieco rolę sekcji basowej, jakby kładąc nacisk na bardziej rockowy wydźwięk basu i perkusji. Chętniej też uskuteczniają unisonowy charakter akompaniamentu poszczególnych instrumentów, które właśnie w taki prosty sposób towarzyszą sobie, grając równocześnie tę samą linię melodyczną. Wszystko to składa się na inne, bardziej surowe i selektywne brzmienie Beltaine, niż prezentowali to chociażby na poprzednich płytach. I dzięki temu można się w nich jakby zakochać na nowo.

{youtube}EbhIFnEyIYE{/youtube}

Bo z kolei to, co nie zmieniło się w propozycji Beltaine, to poszukiwania możliwości połączenia irlandzkich nut z wpływami kultur innych części świata – jak zwykle i tych europejskich, i dalekowschodnich, choć tych drugich dziś jakby jednak mniej. A jeśli porównywać tę płytę z wydaną ponad dekadę temu „Rockhill”, to ilości brzmienia tabli czy wschodnich skal są wręcz śladowe. Za to, co ciekawe, pojawia się więcej („więcej”, bo w ogóle!) elektroniki i… muzyki klubowej. Na przykład… dubstepu! Wejście charakterystycznego dubstepowego dropu w „Chicken In The Bucket” jest tyleż zaskakujące, co zachwycające. A gdyby tak na kolejnej płycie, na którą Beltaine nie kazali by nam czekać kilka lat, pójść jeszcze bardziej w tę stronę? Cytując klasyka, chciałabym chciała.

Utwory takie, jak „Pol(s)ka”, czyli – sam tytuł na to wskazuje – ze skoczną polką w roli głównej, krótsze frazy, uproszczenie melodii i harmonii całego materiału oraz te wspomniane przetasowania w instrumentarium, każe traktować „Miusjik” jako zwrot w kierunku słowiańskich tradycji folklorystycznych i poszukiwanie jeszcze głębszych zależności między muzyką – głównie muzyką taneczną – Słowian i Celtów. Poprzednie płyty Beltaine można, w tym kontekście, określić jako posiadające bardziej złożoną i otwartą formę, rozległe aranżacje. Widok na „Miusjik” jest bardziej klarowny i zrozumiały. Ilekroć słucham zespołów muzyki celtyckiej, tylekroć widzę irlandzkich tancerzy, więc porównując te dwa obrazy dawne Beltaine widzę jak pieczołowicie przygotowane show profesjonalnej grupy tanecznej, a najnowszą: jak wesołe ceili, dostępne dla każdego, co wiem, bo sama w takimże miałam okazję brać udział, choć o tańcu irlandzkim wiem prawie nic. Nie da się powiedzieć, czy te zmiany są „na lepsze” czy „na gorsze”, bo i nie o to tu chodzi. Najważniejsze, że „Miujsik” da wam szansę na radosne obcowanie ze szczerą muzyką. Dla mnie to ogromna wartość.

Kaśka Paluch

Beltaine, Mijusik, 2015