Jak to w okrutnym i opanowanym przez marketing świecie często bywa, także i w tym przypadku o Tołhajach większość osób usłyszało zachwyciwszy się utworem wieńczącym pierwszy odcinek serialu „Wataha”. Ale co tam. Najważniejsze, że w ogóle.
A „Czereda” to już trzeci krążek w dorobku zespołu, specjalizującego się w łączeniu brzmień nowoczesnych, nierzadko mocno alternatywnych a nawet free jazzowych, z muzyką grup etnicznych z bieszczadzkich terenów i polsko-ukraińskich kresów. Być może i dla niektórych zabrzmi to banalnie, że och-jej, znowu muzyka z gór, znowu ta Ukraina. Ale jeśli przesłuchacie dwa pierwsze utwory otwierające album, przekonacie się, że jakkolwiek wszystko może pasować do Tołhajów, tak na pewno nie określenie „znowu to samo”.
Tołhaje: Wataha – utwór inspirowany nowym serialem HBO from Bieszczady on Vimeo.
Tołhaje na bazie bieszczadzkich klimatów muzycznych tworzą nienachalną miksturę. Brzmień ulotnych, onirycznych nastrojów, sporadycznie dynamizowanych i wzmacnianych mocniejszym uderzeniem w bębny. Głosy – w partiach solowych i chórkach – dosłownie mieszają się z powietrzem, unosząc gdzieś wysoko, trochę jak górskie echo. A przy tym w Tołhajach nie ma nic z pretensjonalnego używania rozlazłych aranżacji i interpretacji muzyki kresowej jako tej „magicznej”. Bywa, że takie zabiegi u innych maskują brak pomysłu na element etno w muzyce. Tołhaje mają na swoją pomysł bardzo wyraźny, a przekazują to w zwartych kompozycjach, stanowiących logiczne, zamknięte i konkretne historie. Czasem niemalże piosenkowe, pod względem prostoty i zrozumiałości materiału. Mówiąc krótko i po ludzku – sporo tu momentów i melodii wpadających w ucho. Po trzech przesłuchaniach płyty nie ma problemu, żeby większość kawałków z „Czeredy” zagwizdać.
Muzyka Tołhajów ma jeszcze jedną wielką zaletę – to jest to, co się dzieje w ich utworach poza etniką. O jazzujące klimaty przede wszystkim tu chodzi, ale w wersjach koncertowych wieńczących płytę, spotkamy się też z niemałą ilością konkretnego, gitarowego łojenia. A w innych miejscach nawet z trip-hopem, bo „Tajemnicza nicz” spokojnie mogła by wystąpić na którejś z płyt Portishead. Tołhaje nie boją się oprzeć swoich folkowych klimatów na rytmach disco, wprowadzić coś z indie popu, zaśpiewać ładnej prostej piosenki. Balansują na granicach nowoczesności, archaizmów, łączą wpływy polskie i niepolskie, słowem: world music w całym swoim bogactwie. Przypominają mi w tym Węgrów, którzy w prezentacji folkloru z Karpat są specjalistami. Więc jeśli czarować etno, to właśnie tak.
Kaśka Paluch
Tołhaje, „Wataha”, 2014