Nie wiem, czy nie była to jedna z najbardziej wyczekiwanych lektur himalajskich ostatnich miesięcy. Wyczekiwanych nie tylko przez fanów wspinaczki wysokogórskiej, bo przecież akcją ratunkową na Nanga Parbat w 2018 roku żył cały świat, także ten nie związany z górami. Wszyscy pamiętamy, że jak to zwykle w przypadku tego typu wydarzeń bywa, i wtedy znalazło się mnóstwo „ekspertów” od himalaizmu zimowego, gotowych ocenić Elisabeth Revol, Tomka Mackiewicza, Bieleckiego, Urubko… wszystkich zaangażowanych w akcję ratunkową… z pozycji kanapy przed telewizorem. Chciałabym, żeby zwłaszcza ci „specjaliści” nie przegapili książki Revol.
Ale i ja z niecierpliwością wypatrywałam tej premiery, bo to pierwsza i jedyna pozycja z taką szczegółowością opisująca co tam było, co się wydarzyło i jak to wyglądało z perspektywy nie kanapy, ale z perspektywy piekła. Wiedziałam, że treść będzie porywająca. Obawiałam się jakości pisania. Na szczęście zupełnie niepotrzebnie. 240 stron „Przeżyć” pochłonęłam na raz, z trudem odrywając się do czynności życiowych. Jest to lektura wciągająca, fascynująca i bardzo dobrze napisana (i przetłumaczona).
W „Przeżyć” poznajemy Elisabeth Revol, która choć może się przed mediami na co dzień nie ukrywa, to z pewnością ich nie lubi (a po 2018 roku ze szczególnością), stąd też niewiele na jej temat wiemy. Nie jest jedną z tych himalaistek, które zapraszają szeroką widownię na swoje treningi, która ulega pokusie celebrity-climbing. Zresztą sam Wojciech Kurtyka, idol Tomka Mackiewicza, powiedział, że „Czapkins” (ale i Revol) są zaprzeczeniem tego skomercjalizowanego cyrku jakim stał się himalaizm. Tak czy inaczej, w „Przeżyć” wreszcie poznajemy Elisabeth jako „wrażliwego robota”, jak sama o sobie mówi. Opisy stanów emocjonalnych, pełnych uniesienia, związanych z głębokim przeżywaniem górskiego piękna i wolności białych, ubogich w tlen krain, przeplatają się z wyrazistą, obrazową relacją z piekła, jakim były trzy doby spędzone na Nanga Parbat. Jest to historia okropna, opisana z tak dużymi emocjami, że aż boli.
Nie ma przy tym ani wybielania siebie, swoich decyzji, ani charakterystycznego dla tej gałęzi literatury epatowania heroizmem i trzaskania „lodowymi wojownikami” po twarzach. Jest mnóstwo cierpienia, fizycznego i psychicznego. Opisanego z reporterską wnikliwością choć często lakonicznie, krótkimi zdaniami, bez zbędnych słów.
I tak… po lekturze „Przeżyć” wyciągniecie własne wnioski. Będą sądy i osądy. I na pewno wielu recenzentów opisujących tę książkę poświęci analizie samych wydarzeń dużo miejsca. Ja nie zamierzam tego robić, tak jak nie próbowałam oceniać wydarzeń w ich trakcie. Mam swoje zdanie, ale nie muszę się nim dzielić, wyobrażam sobie, że świat nie czeka na moją opinię na ten temat z zapartym tchem.
Zamiast tego odsyłam do książki. Dobrze, że powstała, że Elisabeth Revol ją napisała, nawet jeśli dla niej miało to mieć funkcję czysto terapeutyczną. Ten głos był po prostu potrzebny.
Kaśka Paluch