Yasmin Levy Libertad

To bardzo smutna płyta. Tak smutna, że gdy słuchałam „Libertad” chciałam – parafrazując znaną blogerkę – przytulić Yasmin. Na szczęście jest daleko i zamiast mojego marnego pocieszania może sobie spokojnie nagrywać tak do bólu przejmująco płyty.

Yasmin Levy „Libertad” – muzyka sefardyjska w Twoim domu

Tak się złożyło, że pierwszy kontakt z „Libertad” zawiązał się o poranku. Od razu przyszło mi do głowy, że to może być niebezpieczne. Wiadomo, rano gęstość krwi jest większa, prawdopodobieństwo zawału serca dużo wyższe, więc jeśli macie słabsze nerwy – uważajcie. Bo kiedy album otwiera się słowami o słodkim smutku, przyjacielu a zaśpiewany jest z tak głębokim uczuciem i szczerością, jaką tylko Yasmin potrafi ze swojego głosu wydobyć – co bardziej wrażliwym niejeden dreszcz przejdzie po plecach. “Libertad” mimo swojego pozornie napawającego optymizmem tytułu, nasycony jest melancholią i smutną refleksją jak żadna dotychczasowa płyta Levy. Nawet, jeśli muzyka zdaje się być jasna, warstwa liryczna nie pozostawia wątpliwości – to płyta o cierpieniu. O tym cierpieniu dojrzałym, będącym nieodłącznym elementem egzystencji człowieka wrażliwego, świadomego świata i siebie.

Najnowsza płyta Yasmin Levy już od 49,99 zł

Teksty wysuwają się na pierwszy plan, bo “Libertad” mimo zróżnicowanego i dość rozbudowanego aparatu wykonawczego, od strony formalnej przedstawia się oszczędnie. Główne role odgrywa tu – oczywiście – głos Yasmin Levy, który mieni się tu wszelkimi dostępnymi w palecie barwami. Raz cichy, intymny, zbliżony do szeptu i cichego łkania, raz będący rozpaczliwym, przenikliwym wołaniem. Tym bardziej dosłownym, że zespół – zazwyczaj jest to sekcja perkusyjna z cajonem na czele i gitara akustyczna – stanowi matowe i neutralne tło, podsycające emocje raczej w podświadomości słuchacza. Nawet, jeśli jest to orkiestra turecka, nie czuć na “Libertad” rozmachu, który tak duży zespół mógłby sugerować.

{youtube}AmwvyrL3-go{/youtube}

Na tej płycie Yasmin zwraca się do swoich tureckich korzeni, płyta nosi w sobie więc znacznie więcej wschodnich wpływów, niż południowych, które królowały na poprzednich krążkach artystki (choć te dwa światy w muzyce Yasmin nieustannie się przenikają). Sama artystka, w materiale “making off” opublikowanym przed premierą płyty mówi, że mimo, iż płyta to zbiór inspiracji z pozornie odległych kultur (a już na pewno zdystansowanych geograficznie), słuchacz poczuje, że to wszystko ma wspólny mianownik. Bez wątpienia. I tylko od Was zależy, czy tym mianownikiem będzie melancholia i smutek, czy jezyk ladino, czy żydowski pierwiastek, czy flamenco.

Kaśka Paluch

Yasmin Levy „Libertad”, World Village