Nitin Sawhney już od kilku lat, przez swoją pracę przy popowych produkcjach i muzyce filmowej, odchodzi od stylistyki asian underground czy nawet szeroko pojętej muzyki świata, z którą kojarzyliśmy go po pierwszych płytach. Tym razem jednak, może z powodu nastrojów panujących na świecie, a może trochę podłechtany jeszcze współpracą z Anoushką Shankar artysta serwuje nam znacznie więcej takich „dawnych” klimatów. 

Mamy tu bowiem zarówno dalekowschodnie instrumentarium – i to już od pierwszych taktów albumu, utworu otwierającego „Dystopian Dream” – jak i również łączone z nazwiskiem Sawhneya klimaty triphopowe. Te z kolei pojawiają się też dość szybko, w kompozycji „Days R Gone” z Evą Stone na wokalu. Można się swobodnie poczuć jak pod koniec lat 90., w najlepszych czasach smolistego tripu. Panią Stone usłyszymy zresztą później jeszcze kilka razy, jak i inne głosy – co znów typowe dla twórczości Nitina Sawhneya. Lecz najbliżej atmosfery Indii w muzyce zbliża się oczywiście „Can’t Breathe” z Natachą Atlas. Tu wraca nawet jungle’owy bit i gitara, ulubiony instrument Nitina. Innymi słowy, „Dystopian Dream” sprawia wrażenie pięknego wspomnienia i sięgnięcia we własną muzyczną przeszłość. 

Takiego Sawhneya mi, prawdę mówiąc, od wielu lat brakowało. Podobały mi się jego popowe eksperymenty z „London Undersound” czy mocniejsze wyjście w kierunku folku na „Last Days Of Meaning”, ale to właśnie atmosfera azjatycko-triphopowa z „Migration”, „Beyond Skin”, „Prophesy” albo i „Human” zagwarantowały Sawhneyowi entuzjazm miłośników gatunku. Na „Dystopian Dreams” Sawhney z klasą lawiruje między nowobrzmieniowymi rozwiązaniami a klasyką. Ze smakiem sięga po połamane rytmy à la rok milienijny, do hiphopowej melorecytacji, którą tak zachwycał na „Prophesy”. Ale przede wszystkim do transowych, mrocznych brzmień, które wyrażają niepokój, pewną refleksję. Do obecnych nastrojów pasuje tym bardziej, choć nie wiem czy takie było zamierzenie Sawhneya. Niemniej, kiedy w „Scape” do drumandbassowego rytmu przygrywają indyjskie flety, później pojawia się mantra, wokalne sample i różnobarwne dźwięki perkusjonaliów Bernharda Schimpelsbergera, wirtuoza bębnów jhapataal i tabli – czuje się bardzo wyraźnie, że temat asian underground jest blisko, zupełnie jakby nas pochłonął wehikuł czasu. 

Piękne kompozycje, głosy, poruszające melodie. Przemieszanie stylistyk, odniesień do muzyki świata – od flamenco po ragi – podane w przejmujący, wyrazisty sposób. Na taką żonglerkę inspiracjami, czasami i brzmieniami mógł pozwolić sobie tylko ktoś tak doświadczony i utalentowany jak Sawhney. Piękne podsumowanie działalności, piękny prezent na 10 studyjny album. 

Kaśka Paluch 

Nitin Sawhney, „Dystopian Dream” 2015