Lautari wracają, by orzeźwić polską scenę etnojazzową, a przy okazji przypomnieć, że na tym polu trudno im znaleźć konkurencję. Zespół rozpięty między Lublinem, Poznaniem i Częstochową to tylko trzech – w porywach do czterech – muzyków, a zamieszania robią, jak dzika orkiestra.
Przede wszystkim dlatego, że ich nowa płyta „Vol. 67”, to fascynująca i wciągająca awangardowa dekonstrukcja tradycyjnych melodii. Sposób, w jaki rozpada się otwierający album „Powolny”, który po chwilowym rozbiciu na pierwsze części powraca do znanego tematu, to tylko zapowiedź tego, jak zaawansowane eksperymenty z melodiami ludowymi uskutecznią Lautari w kolejnej częśći płyty. Ale nie zawsze są to tak szaleńcze rozpady, jak w tym preludium, bo zespół czerpie z właściwie wszelkich dostępnych dwudziestowiecznych technik i środków kompozytorskich. Od transowego minimalizmu (na jednej nucie, „Owijak Zapustny”), po atonalność, naśladownictwo dźwięków natury czy free jazz.
Lautari charakteryzują się tym, że w dużej mierze ich kompozycje oparte są na improwizacji i swobodnym prowadzeniu myśli muzycznej. Rzeczywiście spontaniczność i swobodę w różnych zabawach tradycjami muzycznymi Europy słychać – szczególnie na tym, rozdzielanym brawami, nagraniu koncertowym. Jest jednak w tej swobodzie dużo samokontroli, zresztą muzyka Lautari cechuje się selektywnością. Brzmienie jest oszczędne, poszczególne instrumenty często występują w solówkach. Uwagę zwraca zaprzęgnięcie klasycznych instrumentów do roli tradycyjnych, ludowych, na przykład kiedy fortepian w kwintach buduje burdonową podstawę. Przywodzi to na myśl koncepcje Paderewskiego – Lautari w podobnym zamyśle wprowadzają folklor na salony (choć dziś wygląda to przecież inaczej niż za czasów twórczości autora „Album Tatrzańskich”). Tyle, że robią to – i zaryzykuję stwierdzeniem ocierającym się być może nawet o bluźnierstwo – lepiej.
Obok zabiegów stricte akustycznych, Lautari sięgają też po techniki samplowania – urzekająca w tym temacie jest kompozycja „Blaszane mordy”, która wykorzystuje nagrania terenowe jako loop, wokół którego, na ostinatowej podstawie akordeonu, klarnet, fortepian i kontrabas tworzą nowe formy. Krążą wokół głosu z terenu jak planety. Jest w tym utworze, tak przy okazji, coś na wskroś melancholijnego i wzruszającego. Nie tylko dlatego, że w tonacji minorowej, ale chyba przede wszystkim dlatego, że ta kompozycja jest najbardziej wyrazistym przykładem połączenia tradycji z nowoczesnością. Co jest przecież fundamentem istnienia Lautari.
Temat etno-jazzu to temat niewyczerpywalny, dzięki pojemności i rozciągliwości zarówno muzyki tradycyjnej, jak i jazzu. Lautari na „Vol. 67” dowodzą właśnie tego, w jak wielu kierunkach może się ten styl rozwijać. No i przy okazji po raz kolejny pokazują możliwość współistnienia folkloru i jazzu bez konieczności czołobitnego stosunku do żadnego z tych gatunków. Zamiast tego etno-jazz występuje tu jako żywa, organiczna i w pełni plastyczna forma.
Kaśka Paluch
Lautari, Vol. 67, Wodzirej 2015