– To nie jest tak, że tę Bjork pokazujemy tu tylko dlatego, że turyści – powiedział mi właściciel sklepu muzycznego w Reykjaviku, 12 Tónar. To jednocześnie mała wytwórnia płytowa i miejsce spotkań islandzkich artystów, z Björk właśnie czy Sigur Rós na czele – My naprawdę bardzo ją szanujemy. Wszystko to, co zrobiła dla Islandii i dla naszej muzyki, jest nieocenione. Tu się ją naprawdę uwielbia – dodał.
https://www.facebook.com/etnosystem/videos/10154438369848944/
W pierwszym odruchu można pomyśleć, że pod „wszystko to, co zrobiła dla naszej muzyki” to po prostu otwarcie swojemu krajowi drzwi do eksportu tutejszych artystów na świat. „Debut” Björk właściwie te drzwi wyważył i sprawił, że bardzo szybko muzyczna scena Islandii wyrobiła sobie na całym globie potężną markę. Jeśli jednak prześledzić biografie artystów z Reykjaviku i nie tylko, popatrzeć na historie mniejszych czy większych wytwórni płytowych i studio nagraniowych, łatwo można zauważyć, że chodzi o coś więcej. Postać Björk – per se – właściwie całą tę scenę w jakiś sposób scala. Nie tylko dlatego, że nietrudno tu znać się ze wszystkimi.
– Myślisz, że to by nas nie zmęczyło? Ta hermetyczność tego miejsca? – zapytała mnie znajoma obserwująca mój rosnący zachwyt nad wszystkim, co w Islandii widzę i przeżywam. Nie wiem, pewnie trzeba to sprawdzić. Póki co jednak Islandia działa na mnie obezwładniająco. Pewnie dlatego, że jeszcze porządnie nie wysmagał mnie wiatr (trafiłam na dobre lato). I pewnie dlatego, że przeżyłam, ładujący niezwykłą energią z pogranicza snu i jawy, dzień polarny, a nie wieczną noc.
Być może.
Głęboko gdzieś czuję jednak, że ekstremum tego miejsca zbyt dobrze koresponduje z ekstremami mojej osobowości, by coś mogło mi tu nie pasować.
Kaśka Paluch