Keleketla! to projekt-monstrum, zrzeszający artystów z całego globu, reprezentujących chyba wszystkie możliwe do skatalogowania style muzyczne. Całość można zamknąć w bardzo szeroko pojętym pojęciu world music. 

Od afrobeatu, przez jazz i funk po rap oraz melodyjny pop. Od Johannesburga przez London, Lagos, Los Angeles po zachodnią Papuę. A wszystko zaczęło się od pomysłu współzałożycieli słynnej wytwórni Ninja Tune – Coldcut. Muzycy zaprosili do współpracy artystów z południowej Afryki przy charytatywnym projekcie In Place Of War. Wśród nich znaleźli się m.in. raper Yugen Blakrok (znany z soundtracku do „Black Panther”), Sibusile Xaba, reprezentantów afrykańskiego jazzu. Później dołączyli do nich między innymi Tamar Osborn, Miles James, DeeJay Random, Nonon Nkoane czy Soundz of the South (hiphopowi aktywiści) i wielu, wielu innych.

Muzykę nagrywano podczas symultanicznych sesji w Afryce i Londynie. Przesycona jest przesłaniem społecznym i politycznym, bo – jak mówią artyści – pragnieniem twórców Keleketla! jest wpłynięcie na odbiorcę, przekazanie mu ważnych społecznych informacji poprzez oddziaływanie muzyką. Przykładowo, utwór „Papua Merdeka” skoncentrowany jest wokół wezwania do wyzwolenia ludności Papui Zachodniej od Indonezja, z której Benny Wenda (w kompozycji usłyszymy jego głos) uciekł w roku 2004 po prześladowaniach przez indonezyjskie wojsko. Dziś mieszka w Oksfordzie, skąd prowadzi swoją kampanię wolnościową. Do utworu perkusję nagrał Tony Allen. Odzywająca się w tle funkująca gitara to Miles James, który współpracował m.in. z Michaelem Kiwanuka.

Polityczne przesłanie to jedno. A muzyka to drugie. To rozpędzona rytmiczna lokomotywa, kompozycje nagrywane w atmosferze improwizacji („akcji i reakcji” – jak opisują to sami muzycy), przeładowane do granic możliwości jazzową wolnością i energią charakterystyczną dla tradycyjnej muzyki Afryki. Wszystko to podbite jest dodatkowo klubowym bitem od Coldcut (usłyszycie nawet słynne kwaśne brzmienia Rolandów). Ogień i petarda, dźwięki jak wybuch mogący zmieść wszystko i wszystko z powierzchni ziemi jednym taktem. Jeśli jednak boicie się przeładowania to… cóż, może i trochę słusznie. Ale doświadczenie produkcyjne wyniesione z dekad prowadzenia jednej z najsłynniejszych wytwórni muzycznych na świecie, pozwoliło Coldcut na postawienie odpowiednich granic tam, gdzie różnorodność mogłaby przerodzić się w chaos. Tu zamieszanie jest jak najbardziej kontrolowane, o czym przekonacie się wpływając w głębiny kolejnych kompozycji, dzikich solówek i skomplikowanego metrum łagodzonego całkiem przystępną i wpadającą w ucho melodią. Ta muzyka jest jak nurt rzeki, która poniesie was w piękne miejsca – jeśli tylko dacie się jej porwać.

Kaśka Paluch