Można powiedzieć, że tytuł najnowszego wydawnictwa Moyi Brennan – znanej dziś przede wszystkim z kariery solowej, ale wcześniej jako głos zespołu Clannad – doskonale podsumowuje atmosferę towarzyszącą nowym wydawnictwom z kręgu szeroko pojętej „celtic music” w 2019 roku. Ponadczasowe czy też raczej opierające się upływowi czasu, wbrew wszelkiej logice. Bo przecież szał muzyki celtyckiej swoje złote lata ma już dawno za sobą, podobnie jak fascynacja muzyką Enyi, Clannadu, Loreeny McKennitt, nawet Afro Celt Sound System poszli już w innym kierunku.
A jednak Brennan postanowiła wydać nowy album, nagrany we współpracy z harfistą Cormaciem de Barrą. De Barra wprawdzie od lat jest częścią zespołu Brennan (Moya Brennan Band), ale tym razem jego nazwisko pojawia się na głównej okładce płyty, jako koproducenta utworów na „Timeless” zawartych.
Moya Brennan, nazywana „pierwszą damą muzyki celtyckiej” prezentuje nam dziś zaśpiewane (głównie) w tradycyjnym irlandzkim kompozycje, utrzymane w klimacie instrumentalnego minimalizmu. Epitety towarzyszące wydaniu tego albumu, to przede wszystkim „magiczny”, „prosty”, „piękny”. Słowem, jak cała muzyka Brennan i Clannad.
Mogłabym powiedzieć, że jest to propozycja dla hardkorowych fanów takich brzmień, choć rzeczywista prostota i lekkość tej płyty sprawi, że będzie ona przyjemnym towarzyszem dnia tak po prostu. Delikatny dźwięk harfy unoszący się nad każdym utworem, pojedyncze dźwięki fortepianu, akordeonu, miękka wiolonczela i refreny powtarzane w transie. Wszystko to napisane, zagrane i – rzecz jasna – zaśpiewane jest bardzo ładnie, poprawnie. To nic nowego ani odkrywczego, ale sentyment to ogromna siła i gwarantuje, że nawet, jeśli wasza przygoda z Clannad zakończyła się lata temu, to z pierwszymi dźwiękami otwierającymi album w „Is Cuma”, z pierwszym jigiem, wszystko wróci.
Kaśka Paluch