Z początku trudno przyzwyczaić się do tej książki. Być może była to kwestia tego, iż za powieść Parsipur zabrałam się bezpośrednio po lekturze Krasznahorkaia – język i forma książki wydaje się dziwaczna i zaskakująca. Ale już po chwili oderwanie się od „Kobiet bez mężczyzn” stanowi prawdziwy wyczyn.
Parsipur przenosi nas w centrum irańskiej „rzeczywistości”. Cudzysłów, bo twardym realizmem prozy tej autorki nazwać nie można. Realność przeplatana jest tu bowiem mitologią i stylem baśniowym rodem z historii braci Grimm. Jest dziwnie i nierzadko – strasznie. Irańska pisarka przedstawia swoje bohaterki i ich życie w lakonicznej, oszczędnej formie.
Każda z postaci książki reprezentuje inny problem na płaszczyźnie kulturowej, obyczajowej czy psychologicznej. Dziewczyna uwięziona we własnej psychice, konwenansach, do których nie pasuje jej temperament, ucieka do świata wyobrażeń, zamyka się w więzieniu własnego umysłu. Inna obsesyjnie pragnie oczyszczenia po życiu jako prostytutka, kolejna dąży do samospełnienia w odosobnieniu od zaborczego, agresywnego męża. Wszystkie kobiety z książki Parsipur przeżywają osobiste dramaty wywołane zakazami religijnymi, stosunkiem otaczających ich mężczyzn do ich samych. I choć czują, że ich życie jest pokraczne, poświadomie nie zgadzają się z otaczającą je rzeczywistością, nie potrafią uwolnić się z kajdanów kutych im przez społeczeństwo i religię od setek lat.
Czy to książka feministyczna? Antyreligijna? Psychologiczna? Mitologia? „Kobiety bez mężczyzn” mają w sobie pierwiastek każdej z tych form. Odrealnieniem postaci i historii Parsipur osiąga efekt uniwersalizmu powieści. Tak, jak każda mitologia, i w tej można dopatrzyć się ponadczasowości. A to bardzo niepokoi.
Kaśka Paluch