Jennie Dielemans podjęła się zadania niełatwego, ale szalenie inspirującego. „Turystycznie” przemierzając Hiszpanię, Dominikanę, Meksyk, Wietnam i Tajlandię wnikliwie obserwowała, notowała, wyciągała wnioski.

Jennie Dielemans „Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym.”

Dziś jej reportaże o przemyśle turystycznym są pigułkową dawką informacji na temat historii turystyki, branży podróżniczej oraz samej psychologii turystyki – zarówno od strony podróżujących, jak i tych, którzy dla turystów pracują. Wnioski są przerażające. 

Deielemans odpowiada na pytania o początki turystyki, urlopów, wyjeżdżania z miejsca zamieszkania „żeby się od wszystkiego oderwać”. Stwierdzenie „jestem na urlopie” rozgrzesza nas wszystkich od nadmiernego spożycia alkoholu (w końcu mam urlop), nie zbaczania na wydatki, czyli nie ciułania każdego grosza na jedzenie czy zakupy (bo przecież na urlopie jestem), a nawet seksturystyki – bo to, co na urlopie, zostaje na urlopie – pisze Dielemans. Każdy ma do tego prawo, ba – każdy powinien umieć stworzyć sobie alternatywną rzeczywistość podczas wakacji, by nie zwariować od nadmiernego przebywania w tej szarej. 

Inna sprawa, że mało kto skłania się do refleksji na temat wpływu naszych ekscesów na rezydentów docelowej miejscowości, na środowisko. Autorka „Witajcie w raju” wnikliwie, ale bez przesadnie naukowej i akademickiej terminologii wprowadza swojego czytelnika w meandry statystyk, mechanizmów kierujących przemysłem turystycznym, pojęć takich, jak leakage. Płynnie przechodzi z narracji typowo fabularnej do sprawozdania naszpikowanego wartościowymi informacjami, podanymi w przystępny sposób, by później przejść do rzetelnego wywiadu środowiskowego. Jennie Dielemans wchodzi do burdeli w Tajlandii, rozmawia z tamtejszymi ladyboyami (mężczyźni świadczący usługi seksualne jako kobiety) i ich klientami. Oprowadza nas po Wietnamie gdzie obok Muzeum Wojny ze zdjęciami przedstawiającymi zwłoki pozbawione kończyn – skutek działania napalmu – amerykańscy backpackerzy zalewają się w trupa wykrzykując hasła z hollywoodzkich filmów o wojnie. Pokazuje nam absurd wioski plemion górskich, dzięki której zbyt leniwi na przemierzanie kilometrów między realnymi wioskami mogą popatrzeć sobie na tzw. lokalsów – jak w zoo. Organizatorzy wycieczek, właściciele hoteli w pogoni za spełnianiem naszych marzeń doprowadzają do coraz większych absurdów. Niszczymy środowisko, doprowadzamy do nędzy ludzi dla nas pracujących, wszystko to w imię urlopu, na którym wszystko nam wolno. 

Dla niektórych świat przedstawiony przez Dielemans nie będzie niczym nowym. U innych może się okazać fascynującym odkryciem. Ważne, by wszystkim dał do myślenia. W końcu the sky is the limit, a świat jest nasz. Byle z głową. 

Kaśka Paluch