
Luboń Wielki jest nie tylko niezwykle popularnym, ale też szalenie przyjemnym miejscem dla turystycznych wypadów w Beskid Wyspowy. Oferuje piękne widoki, bliski kontakt z naturą, urocze schronisko, a nawet trochę ekstremy. Idealne miejsce dla tych, którzy chcą po prostu spędzić czas w miłym górskim, beskidzkim otoczeniu, a przy okazji trochę się zmęczyć.
O zmęczeniu i ekstremie wspominam, ponieważ mam na myśli wyjscie na Luboń szlakiem żółtym, z Rabki-Zaryte, przez tzw. Perć Borkowskiego. Dziś wprawdzie szlak jest już poprowadzony na nowo, nie po skalnym rumowisku, jak wcześniej – trzeba je obejść. Nie zmienia to faktu, że na drodze i tak są skały, trzeba się troszeczkę „powspinać”, a kiedy jest mokro – robi się dość niebezpiecznie. Jeśli więc liczycie na spokojny spacer – wybierzcie inną drogę, na przykład przyjemny, równy, leśny szlak niebieski. Żółty do spacerów się nie nadaje, także dlatego, że przez cały czas jest stromy, bardzo stromy i „cholera, dlaczego ja to sobie robię”. Ten ostatni stopień nateżenia przechylenia szlaku żółtego odkryłam zdobywając Luboń Wielki kolejny już raz, ale po raz pierwszy w temperaturze przekraczającej 30 stopni. Zważywszy na fakt, że szlak jest mocno zatrawiony, zalesiony, generalnie: natura wręcz bije po pysku (dosłownie czasem, jeśli idziemy jako pierwsi świtem i robimy sobie na twarzy okład z pajęczyn), to przy takiej temperaturze warunki zdają się tropikalne.
Warto pamiętać o tym, że na stokach Lubonia Wielkiego jest rezerwat przyrody, o czym informuje czerwona tablica gdzieś w trzech czwartych szlaku, ale i bez niej bliskość natury powinna dać nam wyraźny sygnał, że należy się jej spokój i szacunek. Z radością odkryłam, przemierzając szlak na Luboń Wielki w sierpniu, że w porównaniu ze szlakami tatrzańskimi o tej porze, ten jest krystalicznie czysty. Potwierdza to tylko niepewną jeszcze teorię, że turysta beskidzki jednak różni się od tatrzańskiego „turysty”, mniej więcej tak jak kibic od pseudokibica. Trochę o tym rozmawiałam z Naczelnikiem grupy podhalańskiej GOPR w artykule o bezpieczeństwie w górach.
Ze szczytu Lubonia Wielkiego, ponieważ jest on szczytem najwybitniejszy, rozpościera się piękny widok na Beskid Wyspowy. Jeśli mamy szczęście i trafimy na mgłę albo nisko osadzone chmury, wyraźnie zobaczymy, dlaczego Wyspowy nazywa się Wyspowym. Okalające nas szczyty rzeczywiście sprawiają wrażenie niezależnych sobie wysepek. Możemy zobaczyć Szczebel, Lubogoszcz, Babią Górę i Beskid Makowski.
Na szczycie Lubonia Wielkiego znajdziemy Schronisko PTTK, które wyglądem przypomina ponoć domek Baby Jagi. Moim zdaniem jest po prostu urocze. Jest wyjątkowe, ponieważ posiada 10-osobowy pokój z oknami na wszystkie strony świata. Poza tym pokojem schronisko oferuje w sumie 25 miejsc noclegowych. Szczęściem, schronisko uchowało się mimo, iż pod koniec II wojny światowej niemieccy żołnierze weszli na szczyt Lubonia Wielkiego, by spalić schronisko w ramach akcji zwalczania partyzantki. To znaczy, nic się nie udało – ówczesny gospodarz schroniska wytłumaczył Niemcom, że schronisko jest potrzebne im, ratując je w ten sposób. Dziś cena za nocleg w schronisku to od 25 zł (dla harcerzy) do 30 zł. Nie muszę chyba mówić, że jako cel wycieczki czy miejsce na relaks, okolice schroniska i sam szczyt Lubonia Wielkiego nadają się perfekcyjnie. Szczególnie, że atmosfera schroniska jest niezwykle przytulna. Szczególnie, kiedy odwiedzamy je zimą. Małe pomieszczenie, stare magazyny górskie, masa zdjęć i proporczyków na ścianach, tworzą niepowtarzalny klimat. A jak będziecie mieć szczęście, traficie na dobry dzień rezydenta Lubonia, czarne kocisko, które czasem pozwala się pomiziać.
Podsumowując, jest świetne miejsce dla tych, którzy potrzebują beskidzkiej ciszy, a jednocześnie nie chcą rezygnować ze stromizm i skał. Żółty szlak jest odpowiednim wyborem. Czas przejścia z Rabki-Zaryte tym szlakiem do schroniska to ok. 2h. W dół: 1h30min.
Kaśka Paluch