Kaśka Paluch: Pierwsi podróżujący do Zakopanego, na Podhale, podkreślali zawsze, że górale są narodem dumnym i bardzo dbającym o swoją tradycję, ale też – o zachowanie jej unikatowości i odrębności. Czy spotkania, które odbyły panie podczas pisania książki, to potwierdziły?
Barbara Caillot Dubus i Aleksandra Karkowska: Tak, Górale są narodem dumnym i dbającym o swoją tradycję. Kiedy się rozmawia z tymi ludźmi, tak na spokojnie, w ich domu, słucha się ich opowieści, nawet kiedy opowiadają o ciężkich czasach, głodzie, pracy, trudnym klimacie, słychać, że mówią o tym godnie, z podniesioną głową, nie narzekają, że ciężko było. Mówią „Było biednie, surowo i prosto, ale nikt nie miał pretensji do nikogo, bo i o co”. Dbają o swoje tradycje rodzinne I kulturę ludową. Są to zwyczaje, obrzędy, wierzenia i folklor które starają się przekazywać z pokolenia na pokolenie. Mowią: ”My tradycii nie gubimy”.
Czy kiedy wspominaliście dawne czasy pod Tatrami, wyraźniej widać zmiany jakie w tym regionie zaszły? A może są zjawiska, które właściwie się nie zmieniły?
Zmiany zachodzą, jak na całym świecie. Dziś Górale, mieszkają w większych domach. Mają prąd, kanalizację i korzystają z nowych technologii. Dziś idą do sklepu po mąkę a nie mielą ziarno w domu. Zanika też tradycja pasterska. Jednak na Podhalu są też takie miejsca, gdzie nadal ludzie sadzą ziemniaki, bo swoje najlepsze. W domach często mieszka kilka pokoleń, tak zawsze było, że babcia i nawet prababcia mieszka razem z dziećmi, wnukami, prawnukami.
Dawniej nie chodzili po górach chyba że, żeby zarobić a tak to na nie zawsze tylko patrzyli. To zostało. Na pytanie, czy chodziliście w góry odpowiadali nam, proszę Panie, “Na Giewont się patrzy.”. Stąd wziął się tytuł naszej książki.
Już na pierwszych stronach książki znajdziemy takie zdanie, które może rozbawić czytelników: „Boso chodziliśmy paść, zimno nam było. Jak krowa kupę zrobiła, to się w niej nogi grzało.” – ale czy to nie świadczy właśnie o tym, że górale przyrodę, a przede wszystkim zwierzęta, z którymi pracowali, traktowali jak “swoich”?
Pierwsze znaczenie tego zdania jest takie że ludziom było po prostu bardzo zimno, często butów nie mieli albo jedną parę na troje rodzeństwa. Przyroda „dyktowała” życie na Podhalu. Pogoda surowa, klimat też. Nadawały rytm i schemat działania. Górale odnosili się i nadal odnoszą się z wielkim szacunkiem do zwierząt. Musimy pamiętać że ludzie dawniej mieszkali ze zwierzętami razem w jednej czarnej izbie. W zimie cielak zostawał parę tygodni w domu. Owieczki skakały po siennikach a kury znosiły w izbie jajka. Po to kołyska wisiała pod sufitem żeby zwierzęta nie szturchały. Często słyszałyśmy, że krowa miała imię i była bardzo ważna „bo nas wykarmiła”. Każde zwierzę ma swoje miejsce. Pies czy kot też, pierwszy broni domu przed obcymi, a drugi przed myszami.
Koń do tej pory jest uważany za najważniejszy, wiąże się mu czerwoną wstążkę żeby nikt go nie zauroczył a po zmroku nie wpuszcza się obcego do stajni. Dawniej, jak ktoś nie miał konia to był “dziad”.
Każdy gospodarz w Wigilię Bożego Narodzenia szedł z opłatkiem czy kawałkiem chleba do stajni, obory i składa życzenia swoim zwierzętom. Do dzisiaj tak jest.
Czy osoby, z którymi panie rozmawiały, wspominały także chude czasy na Podhalu? Przed rozkwitem turystyki w Zakopanem panowała okrutna bieda (opisuje to m.in. Maciej Krupa w „Zakopane. Nieobecne miasto”) – czy zostały zachowane jakieś wspomnienia osób, które jej doświadczyły?
Była wielka bieda na Skalnym Podhalu. Ziemia była jałowa i nic nie rosło, stąd tyle górali wyjeżdżało za chlebem. Najpierw na Węgry a potem wypływali masowo do Ameryki. Bieda była nawet jak w Zakopanem rozkwitało życie towarzyskie i kulturalne. Do końca drugiej wojny światowej, kontrasty były ogromne. Ludzie mieli kury a musieli oddawać jajka na targ, najbiedniejsze rodziny jadły jajka znoszone przez własne kury jedynie na Wielkanoc. Przed wojną w Zakopanem można było kupić wszystko, były luksusowe sklepy i ubrania prosto z Paryża. A górali często było stać tylko na naftę i sól.
Cała nasza książka to zbiór wspomnień które dotyczą tego okresu.
Czy rozmówcy wspominali jakieś szczególne tradycje, może potrawy, które pozostały dziś już tylko wspomnieniem?
Warmusz (warmuż) – ta potrawa już nawet nie jest wspomnieniem tylko wpadła w zapomnienie. …Najstarsze osoby wspominały że były to odrośnięte na wiosnę małe zioła, trawa, pokrzywa, młody oset itd.które dodawano do kaszy , mąki czy ziemniaków. Jak był przednówek, niczego innego jeszcze nie było. Trudno nam było się dowiedzieć dokładnie czym był warmuż. Nie znalazłyśmy tego słowa w słownikach a nasi znajomi górale (z naszego pokolenia) nigdy o tym nie słyszeli.
Wszystkie dzieci dawniej łapały głowacze w potokach, to były takie ryby z dużą głową. Rozpalały ogniska, piekły te ryby na patykach, mało było na nich mięsa ale zabawa była, i ciepło im było. Przy okazji piekły grzyby, posypywali je solą i uwielbiały wypijać wodę która się nabrała na kapeluszach.
Trudno było namówić bohaterów książki do rozmowy, do wspomnień?
Nie. Czasami jedynie obawiali się że nie będą mieli niczego ciekawego do opowiedzenia. Po pracy nad naszą pierwszą książką “Banany z Cukru Pudru”, ponownie widać, że starsze osoby bardzo lubią rozmawiać i opowiadać. Przekazują cenne świadectwa minionej epoki które dzisiaj są potrzebne żeby czuć się stabilniej w zawirowanym świecie w którym żyjemy. Trzeba im tylko poświęcić trochę czasu I potrafić się zatrzymać. Często zapraszali nas na kolejne spotkania.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia – czy jakieś wspomnienie dotyczące obchodzenia tych dni szczególnie zapadło paniom w pamięć?
Podłazy. Spodobała nam się ta tradycja. Dziś już zanikła.(ale słyszałyśmy że powoli wraca!) Chłopcy po wyjściu z kościoła po Pasterce podsiewali panny, czyli szli do domów i rzucali w panny owsem składając świąteczne życzenia „Na szczęście, na zdrowie, na to Boże Narodzenie”. Często śpiewali I na instrumencie podgrywali.
Za to Panny wychodziły przed dom i nasłuchiwały, z której strony zaszczeka pies. Wierzono, że właśnie z tej strony przyjdzie przyszły mąż.
I w ogóle: czy mają panie jakiś ulubiony fragment książki?
Bardzo lubimy język, muzykalność którym mówili nasi rozmówcy. Nie była to typowa gwara góralska, (oczywiście pojedyńcze słowa są w gwarze), tylko bardzo specyficzny autentyczny język który udało nam się spisać I zachować w książce.
Mamy wiele ulubionych fragmentów pokazujących dystans do życia codziennego i mądrość wrodzoną naszych rozmówców. Wzrusza nas też ostatnie zdanie – „zacząłem nowe życie”, jest mocno symboliczne.
Ostatnio rynek obrósł w literaturę poświęconą historii Zakopanego, Podhala, Tatr. Czy to znaczy, że zainteresowanie tradycją, przeszłością regionu, rośnie?
Ten region ze swoją malowniczą kulturą, silnymi tradycjami, legendami, wyjątkowym klimatem, piękną przyrodą zawsze przyciągał ludzi. Od dawna to właśnie tam przyjeżdżano, opisywano, malowano itd. Zakopane i piękne Tatry od zawsze inspirują. Są w pewnym sensie mityczne.
fot. ilustracje z książki „Na Giewont się patrzy”