Ta książka była potrzebna. Literatura górska w języku polskim, na pierwszym planie stawiająca nie „lodowych wojowników”, ale tych, którzy ich składają, zszywają, leczą, słowem – umożliwiają istnienie wyprawy, to strzał w dziesiątkę. Szczególnie, że – jak zauważają sami autorzy i bohaterowie „Lekarzy w górach” – medyk w dzisiejszym himalaizmie nie ma już takiej roli jak jeszcze 20 lat temu. Tym bardziej należy się im więc uwaga.

Porębski i Fusek przekopali się przez mnóstwo materiałów, wywiadów, rozmów z lekarzami i himalaistami, słowem: odwalili kawał dobrej reporterskiej roboty, odsłaniając tajemnice wypraw w najwyższe szczyty świata. I pod tym względem, dokumentacyjnym, jest to pozycja przebogata. Szkoda tylko, że dosyć szybko lekarze – jak mówi podtytuł książki – „bohaterowie drugiego planu”, faktycznie znów schodzą na drugi plan i gro lektury to jednak opisy przypadków i wypadków himalaistów, które znamy na pamięć z książek… napisanych przez tych himalaistów. Znów czytamy o chorobie wysokościowej, odmrożeniach i obrzękach mózgu, a tym przecież stoi 80 procent literatury wysokogórskiej. Poza tym temat dotyczy wyłącznie gór wysokich, tytuł mógłby być więc bardziej adekwatny, gdyby brzmiał „lekarze w Himalajach”. Zupełnie, jakby wspinaczki, wielkich ścian i innych aktywności górskich, ten temat zupełnie nie dotyczył. 

Książka szybko staje się kroniką wypadków i akcji ratunkowych w górach. Brakuje osobistego spojrzenia, innej perspektywy, jak choćby na wzór biograficznej „Mountain Rescue Doctor” Christophera Van Tilburga. Dla kogoś, kto ma na koncie dziesiątki lektur opisujących wyprawy polskich himalaistów, niewielka część „Lekarzy w górach” będzie czymś, czego wcześniej nie widział.

Cytaty lekarzy mieszane z fragmentami innych książek czy artykułów, zmiany narracji z reportażowej na fabularną sprawiają, że wydaje się to wszystko bez większej konsekwencji i logiki. A tematyka, która rzadko poruszana jest w opisach wspinaczki, a jeśli – to zupełnie po łebkach – czyli psychologia, teorie doktora Ryna, potraktowane zostały płytko i jako „kontrowersyjne”. Szkoda, bo o odmrożeniach, HACE i wypijaniu litrów alkoholu, a właściwie spirytusu, wszyscy naczytaliśmy się już sporo, a o tym moglibyśmy trochę więcej.

Dla paru nowych informacji, rozmów z lekarzami i nabycia podstawowej wiedzy medycznej oraz dla fanatyków tematu – warto po lekturę sięgnąć. Trudno jednak odłożyć tę książkę po lekturze nie myśląc o zmarnowanym potencjale. 

Kaśka Paluch