Filmy kung fu i wushu mają swoją długą tradycję i jest to tradycja pięknych ujęć, pięknych ludzi, niesamowitych zdolności. Nie inaczej jest w „Zabójczyni” Hsiao-hsien Hou, choć z pewnymi różnicami w zakresie proporcji. I nie wiem nawet czy dzięki ograniczeniu scen walki film Hou nie stał się aby jeszcze bardziej kung fu.


Bo w chińskich sztukach walki czas, celność i oszczędność ruchu liczy się najbardziej. Skakanie, latanie, machanie rękami, wyglądają oczywiście pięknie na ekranie, ale zastosowania w walce nie mają żadnego. Umysł kung fu to strategia, celność, perfekcja. I czas. „Zabójczyni” zrealizowana jest właśnie tak, jakby wyrażała „umysł kung fu”. W języku chińskim bowiem to określenie oznacza doskonalenie się w jakiejś dziedzinie (sztuki walki to wushu) – a więc wszystko się zgadza. Główna bohaterka, Yinniang, pojawia się jak duch, wyprowadza celne, przemyślane uderzenia nożem, zabija i znika.  

https://www.youtube.com/watch?v=1kmOX11PdR4 

Liczy się precyzja ciosów, strategii, formy filmu oszczędnej momentami niemal do bólu. Dźwięk kontra cisza, ruch kontra stagnacja, przedmiot kontra człowiek, Hsiao-hsien Hou przez cały film utrzymuje te skrajności, tę biegunowość. Bywa, że myśli, emocje i historie są wyrażane bezpośrednio. Bywa też, że absolutnie nie-wprost. W tej przestrzeni, która tworzy się pomiędzy, rozgrywają się psychiczno-emocjonalne dramaty z opuszczeniem, separacją, zjednoczeniem i wyzwoleniem spod apodyktycznej ręki opiekuna. Zaczyna się powrót do ludzkiego, emocjonalnego życia. Postać jak posąg, perfekcyjna zabójczyni, która osiągnęła kung fu – w rozumieniu doskonałości – zabijania, rozpuszcza się, fragmentuje, daje wygrać uczuciom. A w tle piękne obrazy, szerokie kadry natury i chińskiej architektury sprzed wieków… to momentami estetycznie aż zatyka z wrażenia. „Zabójczyni” nie jest jednak typowym filmem kung fu/wushu z rodzaju „Przyczajonego tygrysa”, to nie jest obraz z wartką akcją i efektownymi choreografiami sztuk walki. Prędzej mu do kontemplacji „Wiosna, lato, jesień zima…”, a więc nie jest to film ani dla każdego, ani na każdą porę czy stan umysłu. Ten musi być chłonny swoistej medytacji, nastawiony na aktywny odbiór, bo reżyser nie podaje niczego na tacy, nie zajmuje widza kinematograficznymi technikami. Daje sobie czas i my też musimy dać „Zabójczyni” czas. 

Kaśka Pauch

ocena: 7/10

Zabójczynik, Gutek Film, 2016