„Syndrom zimowników” to bez wątpienia jeden z najlepszych filmów dokumentalnych, jakie dane mi było oglądać w ogóle. Nie tylko wyjątkowa tematyka, ale też forma – bogata, unikatowa – sprawiają, że obraz przygotowany przez Piotra Jaworskiego, który niedawno można było zobaczyć na Krakowskim Festiwalu Filmowym, ogląda się z zapartym tchem. I na długo zapada w pamięć.
Początkowo obawiałam się, że animowane wstawki w dokumencie – obok obowiązkowych „gadających głów” (z całym szacunkiem dla bohaterów) – niedobrze wpłyną na integralność dokumentu. Jednak Jaworski dobrze to przemyślał. Jan Trelak, psycholog eksperymentujący na polarnikach spędzających rok w izolacji, manipuluje ludźmi jak kukiełkami, jak glinianymi postaciami, które – z makietą zrekonstruowanej stacji badawczej im. H. Arctowskiego z 1979 roku – pojawiają się w obrazie.
Jaworski podjął się tematu niełatwego, ale pociągającego. Bo eksperymenty na ludziach są pociągające i liczba filmów tak dokumentalnych jak i fabularyzowanych (weźmy na to słynny niemiecki „Eksperyment”) nie spada, podobnie jak ich popularność. Jan Trelak być może jest polskim odpowiednikiem Miligrama, choć jego testowanie ludzi nie wyszło jednak poza granice okrucieństwa i to porównanie może być więc nieco krzywdzące. Niemniej jednak etycznie i metodologicznie wątpliwe badania Trelaka, mające dać odpowiedź na pytania o zachowanie ludzi na stacjach kosmicznych, plasują się gdzieś w tym rejonie. A zatem mamy kilkudziesięciu wybranych do ekspedycji zimowników, mężczyzn z bardzo różnymi historiami i tłem doświadczenia, którzy na rok wyjeżdżają na Antarktydę, pozostając w izolacji i pod nieustanną obserwacją.
Trelak nie tylko obserwuje, on też działa i wykonuje konkretne akcje obmyślone na reakcje. To chyba moment, w którym psychologowie i naukowcy zapalają czerwoną lampkę. Buntują się także niektórzy badani, choć nie wszyscy – część sprawia wrażenie, jakby na wszystko machnęli ręką. W ich wypowiedziach o roku spędzonym na Antarktydzie czuć duży dystans. Czy pobyt tam odrealnił się z powodu bycia na niemal nieustannym rauszu (jak mówią niektórzy, wypili tam swoją życiową dawkę), czy samo przebywanie tak długo, w tak wyizolowanym i dziwacznym miejscu jak kraniec globu, generowało swoiste poczucie derealizacji – trudno powiedzieć. Ale dokument Jaworskiego taki właśnie jest, jak ponad godzinny „dereal”, choć niepozbawiony istotnych dla rzetelnego opowiedzenia historii informacji. Choć jednocześnie twórca dokumentu bardziej właśnie opowiada historię niż próbuje zgłębić konsekwencje lub efekty samego eksperymentu. Może to pomysł na kolejny dokument? Ogromną wartość ma z pewnością udział samego Terelaka, który nie tylko nie odmówił opowiedzenia o swoim eksperymencie, ale też chętnie w całym dokumencie „zagrał”.
„Syndrom zimowników”, poza tym, że jest filmem przygotowanym doskonale pod względem warsztatowym, jest też ważny, ponieważ opowiada niezwykle ciekawą a bardzo mało znaną historię, która wydarzyła się blisko. Polski wkład w badania nad możliwością kolonizacji Marsa? Eksperyment obnażający nie tylko kruchość ludzkiej psychiki, ale polską mentalność w ogóle? Odpowiedzi na te pytania będziecie szukać długo po projekcji.
Kaśka Paluch