Faktem jest, że dość późno już sięgam po „Neon Fields”. Najnowszy album Transkapeli miał premierę pod koniec minionego roku, więc co poniektórym zdążył się już pewnie porządnie osłuchać. A jednak lepiej późno niż wcale, bo takiego dzieła w prezentacjach nie można pominąć. No i może jednak się okaże, że do kogo płyta nie trafiła wcześniej – trafi właśnie teraz.

Transkapela już od wielu lat cieszy się zasłużonym uznaniem. Tym większym, że zespół od ponad dekady utrzymuje swoją formę na stałym, bardzo wysokim poziomie i przez cały ten czas jego muzycy prezentują nam muzyczne Karpaty w coraz to nowszych, ciekawszych i świeższych barwach. Musi to wymagać od muzyków, ich zmysłu kompozytorskiego i genu poszukiwacza niemałego wysiłku, bo akurat brzmienia Karpat są chyba jednymi z najlepiej udokumentowanych i wyeksploatowanych, z jakimi mamy do czynienia nie tylko wśród polskich zespołów. 

Opisując karpacką muzykę można do znudzenia przypominać o roli pasterzy, przede wszystkim wołoskich, za których sprawą folklor z rejonu tego pasma górskiego stał się tak zróżnicowany i bogaty. Wołosi, ale też migrujący z handlem i za pracą mieszkańcy, mówiąc obrazowo „transportowali” ze sobą elementy własnej kultury, asymilując kultury obce. I tak, badanie folkloru z Łuku Karpat przypomina buszowanie po kopalni skarbów. Z każdym wbiciem łopaty odkrywamy nowe zjawiska, nowe historie. Transkapela w swojej muzyce stara się pokazać je wszystkie, a do tego jeszcze wnosi część siebie i swoich skarbów – muzykę współczesną. Na „Neon Fields” to w dużej mierze elementy jazzu i niuanse sonorystyczne. Słuchając „Via Lui Popa Nae” i patrząc jednocześnie na okładkę albumu, rozświetloną tytułowymi polami neonów, trudno mi oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z muzycznym przedstawieniem miejskiego frenetyzmu językiem folkloru i tradycji. Piękne są te momenty, w których początkowo klasycznie brzmiące skrzypce zaczynają zagęszczać się w dwudźwiękach, flażoletach i glissandach, a na nich stopniowo buduje się skomplikowana, eksperymentalna, quasi-improwizacyjna i misternie tkana z dźwięków konstrukcja. W ogóle wirtuozerskie smyczki są ogromnym atutem tej płyty. 

Transkapela tym razem sięga po inspiracje melodiami historycznej rumuńskiej Wołoszczyzny (jak widać, Wołosi zostali wywołani do tablicy nie bez powodu), samej Rumunii i Mołdawii. Co historia muzyki pokazała już parokrotnie, tradycje muzyczne z tych regionów świetnie korespondują z jazzem i tych właściwości Transkapela ochoczo używa. Ale choć jazz na „Neon Fields” panoszy się i szarogęsi, czasem nawet przeważa proporcje (jak w „Mare La Masa Mare” – gdzie solo kontrabasu, a później perkusyjne, energetycznie dosłownie rozsadza. Wchodzące po ich partii smyczki z tematem melodii tylko to przypieczętowują), to jednak album jest zdecydowanie płytą z folklorem. Raz jeszcze jednak Transkapela pokazują, jak bardzo folklor pozbawiony jest granic, jak bardzo muzyka ma labilne granice stylistyczne. Oni potrafia te dwa żywioły uchwycić, ujarzmić i przedstawić słuchaczowi w bogatej, ale lekkostrawnej formule. 

Kaśka Paluch 

Transkapela, Neon Fields, Stiok Anima 2014