Najwyższy szczyt Gór Świętokrzystkich, Łysica (612 m.n.p.m.), zwana też Górą Świętej Katarzyny to zdecydowanie jedna z przyjemniejszych gór na szlaku polskich szczytów.
Święta Katarzyna, czyli Kaśka – jak ponoć tambylcy ją nazywają – to mała miejscowość oddalona od Kielc o niecałe 20 kilometrów, dlatego jest idealną bazą wypadową dla wszystkich spragnionych oddechu od zakorkowanego miasta, miłośników pieszych wycieczek i rowerowych, bo tras dla jednośladów w tamtym rejonie nie brakuje. Po drodze z południa kraju – czyli np. z Krakowa – można zahaczyć o Chęciny i tamtejszy zamek oraz Tokarnię, w której znajduje się Skansen-Muzeum Wsi Kieleckiej.
Na wyjście na szczyt Łysicy spod Klasztoru Bernardynek w miejscowości Święta Katarzyna musimy przeznaczyć ok. 40 minut – tyle czasu zajął nam szybki spacer plus masa przystanków na robienie zdjęć. Dlatego też, jeśli mamy ochotę na dłuższy pobyt w Górach Świętokrzyskich polecam zdecydowanie spacer w dalsze partie czerwonego szlaku, np. na Skałkę Agaty (611 m.n.p.m.) i dalej, do Księżej Skały (547 m.n.p.m. – mijamy ją, czerwony szlak nie wchodzi na skałę), sławnej Łysej Góry (595). W tej sposób czerwony szlak obiega całe Łysogóry i Puszczę Jodłową, i załatwia nam wycieczkę na cały dzień.
Jeśli jednak zostawiamy samochód w Świętej Katarzynie, nie ma wyjścia – trzeba wrócić tą samą drogą, zaliczając np. połowę szlaku.
Trudno powiedzieć, jak jest w środku lata i szczycie sezonu turystycznego, my – odwiedzając Łysicę w połowie maja – nie miałyśmy problemu z zaparkowaniem w miejscowości, w okolicy małego sklepiku spożywczo-pamiątkarskiego, w którym ceną parkingu był jakikolwiek zakup. Bardzo udany układ 🙂 Poniżej sklepiku mignął nam znak parkingu, zatem chyba większych problemów z zostawieniem auta nie będziemy mieć – pod warunkiem, że w Świętej Katarzynie zjawimy się odpowiednio wcześnie.
Milczenie, medytacja, odosobnienie
Podchodząc do bramy otwierającej Puszczę Jodłową, mijamy zespół klasztorny bernardynek, założony w drugiej połowie XV wieku. Trudno komuś bez specjalistycznego wykształcenia historyka sztuki określić jaki styl przyświecał budowie budynku. Po wielokrotnych pożarach i przebudowach charakteryzuje się chyba bardziej brakiem stylu niż jakimkolwiek innym. W tym czasie nie udało nam się zwiedzić budynku, z przewodnika natomiast dowiedzieć się można, że w środku znajdziemy przywiezioną z Afryki figurkę św. Katarzyny czy szesnastowieczny obraz Madonny.
W klasztorze siostry bernardynki prowadzą klauzurowy tyb życia, zgodny z regułą św. Franciszka, czyli – jak czytamy na tablicy zawieszonej przy wejściu do klasztoru – „w odosobnieniu i milczeniu, w ustawicznej modlitwie, ochoczej pokucie, zajmując się jedynie Bogiem dla dobra Kościoła i ludu bożego”.
Pierwotnie miejsce to należało do zakonu benedyktynów, później zostało przekazyne bernardynom. Na początku kościół został wybudowany w stylu gotyckim, ufundowany przez biskupa krakowskiego Jana Rzeszowskiego. Spłonął on jednak w 1534 roku i od tej pory zabudowa była wielokrotnie modyfikowana. Ostatni kompleksowy remont budynku przeprowadzono w latach 80-tych XX wieku.
Wróćmy jednak do szlaku. Rozpoczyna się on przy bramie wejściowej do Puszczy Jodłowej, którą przekraczamy po uiszczeniu opłaty za bilet wstępu. Początkowo idziemy po lekko pochyłej, szerokiej, ubitej, ziemistej drodze. Mijamy pomnik poświęcony Stefanowi Żeromskiemu, stałemu bywalcowi Gór Świętokrzyskich i miejsce pamięci zbrodni hitlerowskich. Docieramy do małej, drewnianej kapliczki i studni św. Franciszka. Od tej pory szlak nabiera na stromości i wiodąc cały czas przez las, po mniejszych lub większych nierównościach i wystających kamieniach prowadzi nas do zwaliska rumoszu skalnego, czyli gołoborza, mówiąc kolokwialnie – kupy kamieni, pierwszego miejsca, które na całej drodze wybija się widokowo spośród leśnego krajobrazu. Kawałek dalej zobaczymy replikę krzyża z 1930 roku, tabliczkę informującą nas, iż znajdujemy się na szczycie Łysicy oraz kilka ławek. Widokowo nie jest to niestety szczególnie poruszający szczyt, niemniej ma on w sobie sporo klimatu i niezwykłej atmosfery, którą dane nam było poczuć dzięki wyludnieniu terenu. Obawiam się jednak, że w szczycie sezonu trudno tego odosobnienia zaznać. Z Łysicy rozciąga się widok na Górę Miejską i Psarską. Nie udało nam się go zobaczyć – przesłoniły go mgła i para, bo pogoda była dość burzowa.
Hej siostrzyce, czarownice, dalej żwawo na Łysicę!
Górom Świętokrzyskim, a zwłaszcza Łysogórom, klimatu dodają liczne diabelskie legendy, związane z tym rejonem. Na Łysej Górze odbywały się przecierz sabaty czarownic, a wspomniane gołoborze to podobno kamienie z Tatr, które przywlókł sługa Belzebuba. W podkieleckich wsiach popularne są przysłowia z Łysicą i Łysą Górą w rolach głównych, jak np. „Wyglądasz jak czarownica z Łysej Góry”, czy „Gdy Łysica w koszuli, niebo się rozczuli”.
W Górach Świętokrzyskich z pewnością warto spędzić dłuższy czas – zwłaszcza, jeśli łasi jesteśmy na legendy, przypowieści, straszne historie i magiczne miejsca.
Warto przy tej okazji wspomnieć o niedawnym „wybryku” Ministerstwa Rolnictwa, które uznało Góry Świętokrzyskie za teren płaski. Najstarszy górotwór w Europie nie został objęty unijnym programem pomocy dla obszarów górskich, które otrzymali górale z małopolskiego, podkarpackiego, śląskiego i dolnośląskiego. Zapewniamy – Góry Świętokrzyskie to góry, momentami naprawdę strome. 🙂
tekst + foto: Kaśka Paluch