Kościelec jest jednym z najbardziej znanych i pożądanych szczytów w polskich Tatrach. „Kościelec jest świętą górą, bo nikt go nie ześwinił żadnym żelastwem, żadnym łańcuchem” – usłyszałam kiedyś siedząc nad Czarnym Stawem Gąsienicowym i podsłuchując wykład przewodnika jakiejś wycieczki.

Kościelec jest też szczytem niebezpiecznym. I raczej nie dlatego, że nie ma na nim żadnych ubezpieczeń w postaci klamer czy łańcuchów. Wypadki bowiem zdarzają się i na tak ubezpieczonych szlakach. Być może powodem jest fakt, iż wielu turystów łapie się na „tylko godzinkę”, jaką widać na znaku z Karbu na szczyt Kościelca. „Tylko godzinka” jest przecież także z Polany Strążyskiej na Sarnią Skałę. Stąd szereg przypadkowych osób w obuwiu absolutnie nieprzystosowanym do tego terenu (rekordziści mieli na sobie crocsy). O wypadek na Kościelcu nietrudno, nawet kiedy jest sucho i ma się dobre buty. Na szczęście klapki często same dyskwalifikują się na grzbiecie Kościelca. Słowem, jak to w polskich Tatrach, popularność szczytu plus bezmyślność turystów składają się na sumę wypadków.

Wróćmy jednak do samego szlaku. Wyjście na 2155 m.n.p.m., które liczy sobie Kościelec, należy faktycznie do dość krótkich i szybkich, jak na tatrzańskie dwutysięczniki. Zaczynamy w Kuźnicach, skad Doliną Jaworzynki (szlak żółty) bądź Boczaniem (niebieski) w nieco ponad godzinę docieramy na Halę Gąsienicową. Od Czarnego Stawu Gąsienicowego z tego miejsca dzieli nas około pół godziny. Widok Kościelca towarzyszy nam przez cały czas, od momentu wyjścia z dolin, więc łatwo się do niego przyzwyczaić – albo nabrać respektu (co zalecam). Warto zwrócić uwagę, w drodze nad Staw, że w okolicach Małego Kościelca, w widocznym leju, znajduje się kamień upamiętniający Mieczysława Karłowicza, który w lawinie pod Małym Kościelcem zginął w lutym 1909 roku. Odnalazł go Mariusz Zaruski – zresztą podczas jednej z pierwszych wypraw zawiązanego niedługo wcześniej Pogotowia Ratunkowego.

Po dotarciu nad Czarny Staw Gąsienicowy czeka nas najtrudniejszy kondycyjnie odcinek tej wycieczki – wyjscie na Karb. Mozolną, stromą wędrówkę w górę, umila możliwość oglądania Czarnego Stawu z góry oraz spojrzenia na Orlą Perć, Granaty i Żółtą Turnię. Nagrodą zaś jest nie tylko satysfakcja, ale też widok na Dolinę Gąsienicową z drugiej strony Karbu, Kasprowy Wierch i stawy w dolinie – latem, w otoczeniu zieleni, komponujące się w zapierający dech w piersiach tatrzański obrazek. Po zejściu z Karbu dochodzimy do znaku informującego nas, że od szczytu Kościelca dzieli nas godzina. Jest też informacja o niebezpieczeństwie szlaku, która niektórych otrzeźwia – stąd mawia się, że miejsce to bywa „punktem zwrotnym” wielu wycieczek. Jeśli zdecydujemy się na wejście w ścianę Kościelca, musimy być przygotowani na: śliskie kamienie, konieczność podciągnięcia się w kilku miejscach (coś na wzór małej wspinaczki) – co trudne jest w drodze do góry, ale znacznie trudniejsze przy zejściu, ekspozycję i ogólnie – średnio spacerowy szlak. Powrót tą samą drogą lub przez wspomnianą Dolinę Gąsienicową – jest to nieco dłuższa droga niż ta znad Czarnego Stawu, ale malownicza, piękna, z potężną Świnicą w tle. Warto więc wybrać tę drogę. 

Podsumowując: wyjście na Kościelec może być szybkie, ale jest to trudny szlak, raczej dla doświadczonych, posiadających dobre obuwie i rozum turystów. 

Cały czas wycieczki: ok. 7h